Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z filmem "Wszystko, co kocham"?
Informację o castingu dostałam, gdy mieszkałam jeszcze w Krakowie. Pamiętam, że byłam wtedy w trakcie sesji i kompletnie nie miałam głowy, by jeździć do Warszawy. Nie wiedziałam, o jaki film chodzi, kto go reżyseruje, więc od razu odmówiłam. Dopiero, gdy zadzwoniono do mnie po raz czwarty, zdecydowałam się. Jacek na początku nie był przekonany do mojej osoby, pamiętał mnie jako trzynastoletnią dziewczynkę z "Weisera" i jakoś nie mógł wyobrazić sobie mnie w roli Basi. Trafiłam jednak na drugi casting, po którym Jacek zadzwonił do mnie osobiście z informacją, że chciałby ze mną pracować. Bardzo się ucieszyłam, bo już po próbach czułam, że to może być coś naprawdę ciekawego. Po lekturze scenariusza byłam ostatecznie przekonana.
Jak wyglądała praca na planie? Wszyscy wypadliście bardzo realistycznie. Czy było zatem miejsce na improwizację?
To, co spodobało mi się w Jacku najbardziej to fakt, że dawał nam dużo swobody, ale i sporo pomocnych uwag. Poza tym scenariusz był tak rewelacyjnie napisany, że nie było większych problemów z jego interpretacją. Jacek jest pierwszym reżyserem w mojej karierze, który naprawdę mnie wyreżyserował i naprawdę dużo ode mnie wymagał. Pomógł mi dojrzeć. Zgodził się też np., aby w filmie znalazła się scena miłosnego zbliżenia, do którego dochodzi między Jankiem i Basią. Wymyśliliśmy ją wspólnie z Mateuszem Kościukiewiczem. Brakowało nam bowiem takiego jednoznacznego potwierdzenia uczucia, które jest między naszymi bohaterami. Ta scena pokazała, jak bardzo, to co ich łączy, jest prawdziwe i młodzieńcze. Myślę, że bez niej film wiele by stracił.
Atmosfera na planie była naprawdę niesamowita. I to czuje się, oglądając ten film. Nie było awantur, wszyscy się szanowali, zawsze byli przygotowani. Owszem, pojawiło się i zmęczenie, i zniecierpliwienie, ale wszyscy wiedzieliśmy, że warto zawalczyć o właściwy efekt.
Opowiedz, proszę, kilka słów o swojej bohaterce.
Basia to bohaterka ponadczasowa. Równie dobrze mogłaby dorastać w czasach średniowiecznych lub w czasach bitwy pod Grunwaldem. To zwyczajna dziewczyna; ma chłopaka, z którym chce spędzać jak najwięcej czasu. Początkowo myśleliśmy, żeby zrobić z niej punkówę, ale pomysł ten upadł. Basia jest normalną, wrażliwą dziewczyną, dla której miłość jest najważniejsza.
W jaki sposób zachęciłabyś swoich rówieśników, aby wybrali się do kina?
Najprościej mówiąc to film o najpiękniejszych chwilach w życiu, chwilach młodości; o pierwszej miłości, przyjaźni, buncie, muzyce. Niezależnie od czasów, w jakich przyszło nam dorastać, to rzeczy najważniejsze dla każdego z nas. To film o nas, o młodych. Bohaterowie mówią współczesnym językiem i nawet moda tamtych lat niczym nie różni się od obecnej. Gdyby chłopcy w swych filmowych strojach wyszli na ulicę, to myślę, że spokojnie zrobiliby furorę.
Czy udział w tym przedsięwzięciu zmienił coś w Twoim życiu? Czy sprawił, że na pewne sprawy patrzysz teraz inaczej?
Przede wszystkim, dzięki udziałowi w filmie, poznałam fantastycznych ludzi, zyskałam świetnych przyjaciół. Mam większą świadomość samej siebie. Wiem, czego chcę, na co mnie stać i czego inni mogą ode mnie oczekiwać. Wiem też, że nigdy nie spotka mnie już taki plan i taka przygoda. To było wspaniałe, niesamowite doświadczenie. Moje życie dzieli się na to sprzed "WCK" i na to po "WCK". To był przełomowy dla mnie moment. Myślę, że dla chłopców również. To był kawał ciężkiej, ale bardzo satysfakcjonującej pracy.
Studiujesz filmoznawstwo, a zatem musisz bardzo interesować się kinem. Którego z aktorów mogłabyś nazwać swoim idolem?
Z tymi idolami to jest problem, bo ja ich po prostu nie mam. Imponują mi zwykli ludzie, ci, których znam i ci, których obserwuję, prości, uczciwi. Uwielbiam Penélope Cruz, ale kto jej nie kocha. Jest piękna, niesamowita. Na pewno takim aktorskim autorytetem jest też dla mnie mój ojciec. Lubię oglądać dobre filmy, ale też nie jestem fanatyczką. Najbardziej interesuje mnie samo życie i dlatego moimi idolami są zwyczajni ludzie. To jak gram jest bardzo intuicyjne, dużo czerpię z codziennego życia. Taki ze mnie obserwator rzeczywistości.